środa, 3 grudnia 2025

Święto Czekania czy Rok Miłości? Filozofia Obdarowania 365 Dni.

 


Czym jest miłość, jeśli potrzebuje kalendarzowego przypomnienia, by się objawić? To pytanie, które powinno wybrzmiewać w nas z każdą nadchodzącą datą uznawaną za „wyjątkową” – datą, która rzekomo ma sankcjonować akt hojności. Miłość, która jest prawdziwa, jest stanem ciągłym, a nie przerywanym wydarzeniem.


Przyjrzyjmy się zjawisku corocznej gorączki obdarowywania. Widzimy piękny spektakl: sklepy pękają w szwach, reklamy obiecują szczęście w eleganckich opakowaniach, a my, wciągnięci w tę zbiorową narrację, czujemy nagły, palący obowiązek, by pokazać, że nam zależy. Ale dlaczego ten obowiązek budzi się w nas akurat pod wpływem tych samych tradycji, które często mają niejasne korzenie – czasem pogańskie, czasem synkretyczne, zawsze jednak oderwane od najgłębszej, duchowej esencji stałości i prawdy? Prawdziwe poszukiwanie duchowości uczy nas, że wartość działania leży w jego motywie, a nie w okolicznościach. Działanie wynikające z presji czasu lub tradycji zawsze będzie mniej czyste niż spontaniczny wyraz serca.


Właśnie w tym punkcie rodzi się najbardziej fundamentalne pytanie: jeśli nasza miłość do drugiej osoby jest tak wielka, jak deklarujemy, dlaczego przez cały rok potrafimy o niej zapomnieć? Dlaczego pozwalamy, by codzienna rutyna, pośpiech i zmartwienia na 11 miesięcy przykryły świadomość, że obok nas jest ktoś, kto jest naszym największym darem? To jest kluczowa refleksja: nasza uwaga i pamięć o drugim człowieku są cenniejsze niż jakikolwiek przedmiot. Dlaczego więc tę cenną walutę oszczędzamy i wydajemy tylko raz, w jednorazowym, masowym akcie? W tym rocznym zaniedbaniu ukrywa się subtelna, lecz destrukcyjna hipokryzja, która umniejsza rzeczywistą wartość relacji.


Ten jeden, symboliczny dzień – nazwijmy go Dniem Mikołaja, czy jakkolwiek inaczej – staje się dla wielu złudną iluzją i emocjonalnym alibi. Pozwala nam na chwilę odetchnąć i uwierzyć, że jednorazowy, nawet hojny gest, zmyje nasze całoroczne zaniedbania w komunikacji, uwadze czy wsparciu. Ta atmosfera jest urokliwa, owszem, ale czy nie jest ona jedynie zasłoną dymną, która ma ukryć brak stałej, niezawodnej hojności w pozostałe dni? Jest to swoisty emocjonalny post, przerywany jednodniową ucztą. Prawdziwa głębia miłości polega na gotowości do codziennej ofiary z własnego czasu i ego, a nie na łatwej, jednorazowej transakcji materialnej.


Co jest cenniejsze: impuls czy cykl? Prawdziwe, dojrzałe relacje i miłość, która ma stanowić nasz fundament, nie mogą opierać się na impulsie wywołanym przez kalendarz. Muszą być one, niczym oddech, nieustannym, świadomym cyklem dawania. Ten cykl oznacza prymat bycia nad posiadaniem. Oznacza, że naszą uwagę koncentrujemy na tym, kim jesteśmy dla siebie nawzajem, a nie na tym, co sobie kupujemy. Hojność nie może być zewnętrznym atrybutem daty, lecz wewnętrzną cechą charakteru, manifestującą się każdego dnia. Właśnie w tym nieustannym cyklu odnajdujemy cichą, lecz najważniejszą puentę życia: człowiek został stworzony do dawania, a największą nagrodą za miłość jest możliwość jej ciągłego okazywania.


Dlatego warto zadać sobie merytoryczne pytania, które wywrócą ten stereotyp do góry nogami i poszerzą naszą refleksję: Jaki jest prawdziwy motyw prezentu, który daję pod przymusem kulturowym? Czy jest to czysta radość obdarowywania, czy lęk przed społecznym potępieniem lub poczucie winy? Czy mały, ale spontaniczny akt życzliwości w środę ma mniejszą wartość niż duży, zaplanowany prezent w wyznaczonym dniu? Pomyślmy o poczuciu zaskoczenia i głębokiej radości, jaką wywołuje drobny gest, który nie musiał się wydarzyć. Ten gest, nieobciążony oczekiwaniami, jest prawdziwym świadectwem pamięci, udowadniającym, że teraz, a nie wtedy, zajęto myślą o bliskiej osobie. Jakie korzyści duchowe i emocjonalne osiągamy, rezygnując z iluzji jednego dnia na rzecz prawdy każdego dnia?


Odpowiedź jest jasna: prawdziwa korzyść tkwi w stałości i autentyczności intencji. W momencie, gdy obdarowujemy siebie wzajemnie czasem, cierpliwością, zrozumieniem i szacunkiem przez 365 dni w roku, wymazujemy potrzebę czekania na Mikołaja. Każdy dzień staje się dzięki temu wyjątkowy, a my odzyskujemy kontrolę nad naszą hojnością, nie oddając jej w ręce kalendarza czy komercji. Zrywamy z narzuconym scenariuszem i tworzymy własny, oparty na głębi i autentyczności naszych uczuć. Głęboka myśl, która musi z tego wynikać, jest to, że Miłość jest jedyną siłą na świecie, która w procesie dawania nie ubywa, lecz się pomnaża. Nie dajmy się zwieść. To odejście od stereotypu jednorazowej hojności na rzecz codziennych aktów miłości jest najgłębszą i najpiękniejszą rewolucją, jaką możemy wprowadzić do naszego życia. To miłość, która nie potrzebuje kostiumu, by być wiarygodna – to miłość, która po prostu jest, wczoraj, dziś i jutro.


Niech nasza refleksja nie kończy się na krytyce. Prawdziwe wyzwanie, które wynika z tej głębokiej analizy, to przekształcenie świadomości w codzienne działanie. Jeżeli Miłość jest strumieniem, a nie zbiornikiem, to powinniśmy pielęgnować każdy dzień jako okazję do jej swobodnego przepływu. To oznacza, że każda chwila – ta pozornie prozaiczna, nieoświetlona blaskiem świątecznych lamp – staje się polem do uprawy najszlachetniejszych uczuć.


Prawdziwa głębia ludzkiego życia tkwi w drobiazgach, w tej subtelnej, prawie niewidzialnej tkaninie codzienności. Jest w tym, że potrafimy zrezygnować z ostatniego słowa w kłótni, że ofiarujemy uśmiech, gdy sami jesteśmy zmęczeni, że dostrzeżemy cichy smutek ukryty za maską codziennego pośpiechu. Te ciche akty hojności są prawdziwym dowodem na to, iż miłość jest dla nas Filozofią Życia, a nie jednorazową scenografią.


Czyż więc nie wynika z tego naturalnie, że naszym najpiękniejszym przeznaczeniem i najgłębszym sensem jest tworzenie własnej magii każdego poranka? Otwórzmy się na tę prostą, a zarazem rewolucyjną prawdę: największy dar, jaki możemy dać, to nasza stała obecność i niezawodna dobroć. Niech ta świadomość będzie naszym nowym kalendarzem, a każdy wschód słońca – ciepłym zaproszeniem do kolejnego, spontanicznego aktu bezwarunkowej miłości. Bo tylko taka miłość, rozłożona na 365 dni, jest w stanie budować coś trwałego, coś, co przetrwa każdą iluzję.




















©Withkacy Zaborniak 



©Withkacy Zaborniak 

niedziela, 2 listopada 2025

poniedziałek, 16 czerwca 2025

JEDWAB I POŻAR - Withkacy Zaborniak





Przez miłości żar i czuły dotyk

 

Subtelna gra uczuć, stanów emocjonalnych, puls nieujarzmionej w sensie możliwości i ujarzmionej mądrością, dyscypliną myśli, wyobraźni, ekspansji twórczego ducha – to wyznaczniki poezji z tomiku Withkacego Zaborniaka Jedwab i Pożar. W wierszu wzburzone morze odnajdziemy znamienną frazę, myśl: „I choć wszystko zdaje się stracone,/ w głębi, gdzie kończą się słowa,/ rozpoczyna się to,/ co niepojęte”. Poeta w jakimś stopniu uwydatnia tu ułomność, ograniczoność słów, które bywają bezradne wobec tego, co najistotniejsze i najskrytsze. Zarazem jednak czyni je probierzem, finezyjnym narzędziem docierania do dostępnej twórcy istoty rzeczy, poza którą jest już tylko tajemna, nieprzenikniona – Boska esencja.

Poezję Withkacego Zaborniaka cechuje niezwykła sugestywność kreślonych obrazów, gęsta tkanina słów, wyrazistość i ekspansywność metaforycznych konstrukcji, które oddają różne stany emocjonalne: miłość, namiętność, samotność, ból, cierpienie, rezygnację… Z nich zaś najważniejsza jest miłość – można by skonstatować, odwołując się do stylistyki biblijnej i zarazem określając kwintesencję, sedno, które odkrywa przez sobą i czytelnikiem twórca. Biblijny horyzont poezji autora Jedwabiu i Pożaru zostaje wzbogacony przez odwołania mitologiczne, kulturowe, filozoficzne, wszystko to zaś służy uwydatnieniu zrębów światopoglądu twórcy, prezentacji jego systemu wartości, uczuć, myśli, wewnętrznych przeżyć.

Powierzchowne podejście do jego poezji mogłoby prowadzić do zauważenia elementów biblijnej stylistyki, czasami pewnej koturnowości fraz i emocjonalnych uniesień w duchu młodopolskim, czasem profetycznych objawień, obecności konwencji sentymentalnej. Wszakże wszystko to jest ujarzmione, podporządkowane jego poetyce, sposobie kreowania „zdarzeń uczuciowych”. Wydaje się, że w gruncie rzeczy w poszczególnych wierszach pojawiają się, są rejestrowane te same stany uczuciowe, gra emocjonalna, której towarzyszy duża amplituda, skala odczuć, przeżyć, porywów serca, duchowych wzlotów. Ale przecież, gdy „czółno serca odbija od brzegu piekła” (wiersz między ogniem a słowem), „tak tęskno i wciąż nie po drodze/ zielonej melancholii przez wytarte trakty/ mętnych obietnic” (biegną we mnie samotne szlaki), „stopy zaklinowane/ jakby przybite niewidzialnym ciężarem/ ostatniej decyzji (zgoda) a „czas szepcze cicho, jak wiatr w konarach drzew/ a chwile miękko spadają na ziemię” (droga powrotu) – to ileż subtelnych prawd, odkryć intelektu i serca tu się objawia? Tyle, żeby powiedzieć, iż wszelkie uogólnienia, uproszczenia jedynie dotykają tej poezji, ale nie przenikają do jej głębi.

Zadziwiające, jak wiele prawd o życiu, człowieku, świecie potrafi zawrzeć Withkacy Zaborniak na owej emocjonalnej orbicie miłości, samotności, zwątpienia… Bo te poetyckie powroty są tak bogate, tyle treści z sobą niosą, same zaś rejestry walki uczuć, emocji tak wnikliwie i z taką skalą twórczej wyobraźni zostały oddane, że czuła dusza i wrażliwy odbiorca mają wiele źródeł satysfakcji, zachwytu. Przy tym sporo wierszy kryje w sobie zgoła sentencjonalne frazy, zapadające w pamięć metaforyczne utrwalenia i mądrości, które mogą uwolnić się z materii wiersza.

Istotnym elementem zbiorku Zaborniaka są motta, które formułują przesłania, wskazują na istotę rozważań, ale także służą pewnej segmentacji zbiorku, podziału go na części. Motto początkowe, poprzedzające kolejne 52 wiersze, brzmi: „tylko w miłości tkwi ziarno rozkwitu…” Zatem miłość zostaje wskazana jako naczelna wartość, dla której nie tylko warto żyć, która życiu nadaje sens i smak, ale jest jedynym gwarantem rozwoju, a właściwie jego szczególnej postaci – rozkwitu. Drugą, skromniejszą część zbiorku (18 wierszy), inicjuje motto: „żadne wody nie ugaszą tego co napisał ogień…” Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju mową żywiołów, zestawieniem funkcjonujących na zasadzie opozycji – wody i ognia. To ogień dominuje, jest zwycięski, też ma moc „pisania”, utrwalania.    Wydaje się, że właśnie on jest spoiwem całości zbiorku i pewnym kluczem interpretacyjnym. To ogień z drugiego motta łączy się na różne sposoby z miłością, którą „wprowadza” motto poprzednie. Wszak przychodzi nam tu na myśl ogień, żar miłości, iskra uczucia, rozpalanie go w sobie i w kimś, kogo się obdarza uczuciem. Ogień pod postacią pożaru staje się słowem kluczowym dla całego zbiorku, pojawia się w jego tytule.

Kiedy poeta pisze o „stęsknionych dojrzałej miłości/ szkarłatnych ustach” (wiersz nasza siła) czy poetycko definiuje miłość jako „blask/ w świetle codziennych chwil/ pomiędzy stołem a drzwiami” i „cichy uśmiech gdy świat przygasa/ ciepłem dłoni pozostawionej,/ na porcelanowej filiżance” (wiersz miłość), uczucie to płynie na delikatnej fali zmysłów, pielęgnuje swą kruchość, staje się nadwrażliwa niczym mimoza. Jednakże, zwłaszcza w wierszach z drugiej części zbiorku, uczucie zaczyna się żarzyć, płonąć, staje się bardziej ekspansywne, gwałtowne. W wierszu pożar znajduje taki swój wyraz: „twoja namiętność/ sprawia że płonę na stosie słów pożądania”; „niczym tlące polano utrzymaj żar miłości”. A w wierszu Po tobie miłość stała się raną poznajemy jego wręcz dramatyczną spuściznę: „pozostało mi serce jak dom po pożarze/ ściany wciąż stoją ale wszystko w środku spalone”. Pierwsze poetyckie przykłady to tytułowy Jedwab – wprowadza on ową otulinę czułości, delikatny puls zmysłów, cichą liryczną nutę. Drugie tytułowe słowo Pożar to obraz uczucia o potężnej sile oddziaływania, które kryje w sobie destrukcję, rozdarcie, porywy namiętności, dramatyczne rozstania, mękę osamotnienia i całą gamę odczuć, które niesie z sobą dramatyczny, pełen sprzeczności żywioł uczucia. Uczucia, które rozpala się i gaśnie, spopiela wszystko wokół i zarazem sprawia, że samo odradza się jak feniks z popiołów.

Jedwab i Pożar to jednak nie tylko obraz miłości, uczuć dwojga ludzi. To także miłość w wymiarze ewangelicznym, będąca ucieleśnieniem Boskiego dobra, stosunku do innych ludzi i świata. To odruch serca wypływający z silnej wiary, odczucie empatii i zakorzenienia w Bożym i ludzkim zarazem świecie. Wiele wierszy Withkacego Zaborniaka ma formę zdialogizowaną, a poza bliską sercu osobą adresatem staje się Bóg, często nieokreślany wprost, ale mający dystynkcje, prerogatywy i moc Najwyższego. Ów religijny charakter widoczny jest choćby w wierszu jaskółka uwięziona, poprzedzonym autorskim mottem: „każde kłamstwo, to zobowiązanie wobec prawdy, która wcześniej czy później przyjdzie i zażąda rachunku krzywd”. Poeta mówi tu o próżności dni – pozbawionych uczuć, „krwawiących”, o niemożności „wzbicia się”, ujarzmianiu w sobie siły, „tuleniu się we własną sierść”, o ranach, które powstają między dwoma osobami. Wiele tu odniesień, skojarzeń o charakterze biblijnym: „oto człowiek”, „Piłat umywa ręce”, „Eli Eli lama sabachtani”, zdrada, nadstawianie policzka, „kur zapiał trzy razy”. Subtelne, aczkolwiek wyraźne, piętno wiary, objawia się w wielu wierszach ze zbiorku, a pryzmat miłości czy uczucia o rozmaitych wymiarach łączy się tak ze swoistą wiwesekcją, autoanalizą podmiotu mówiącego, jak i z obrazem świata, który z takiej indywidualnej, subiektywnej perspektywy wyraźnie się odsłania. W gąszczu obrazów, metaforycznych konstrukcji słownych pojawiają się bardzo mądre refleksje, myśli, które mogą żyć swoim życiem.

„Zabij we mnie nieoswojone zwierzę osamotnienia”    (cienka nić), „Słowa są ogniem co spala ciszę” (słowo), „czas szepcze cicho, jak wiatr w konarach drzew/ a chwile miękko spadają na ziemię” (droga powrotu), „żaden łańcuch nie uwiąże mnie przy domu/ bez tętna wiary w sens powrotów” (na granicy) – takich sentencjonalnych przesłań, głębokich prawd jest w zbiorku wierszy Withkacego Zaborniaka mnóstwo, w każdym właściwie utworze one się pojawiają. Wiersze ze zbiorku Jedwab i Pożar cechuje wszechstronność spojrzenia, zmienna optyka widzenia rzeczy, uczuć, siła skojarzeń. Jest tu polor klasyki, swego rodzaju archaiczne tropy literackie, odniesienia intertekstualne, zarazem delikatność i moc słów.

W wielu wierszach Zaborniaka pojawiają się autorskie motta, które stawiają dodatkową pieczęć, puentują poetyckie rozważania, wnoszą z sobą dodatkowy rejestr interpretacyjny. Jednakże nie tylko mądrość rozważań, przesłań, ale i urok poetyckiego słowa, siła obrazowania stanowią o wartości poezji z tomiku Jedwab i Pożar. Bo jakże nie ulec subtelności, delikatności metaforycznych wizji, poruszeń serca, swego rodzaju transgresji emocji uczuć w cieniu niepewności, tajemnicy z wiersza bliskość: „czasem milczysz tak głęboko,/ że słowa stają się zbędne”, „czasem wplatasz mi palce we włosy/ jak wiatr, co błądzi wśród gałęzi”, „czasem dotykasz mnie spojrzeniem/ tak lekkim, że drży jak światło”, „czasem śpisz, a ja czuwam/ licząc oddechy przenikające ciszę,/ i nie wiem, czy jesteś snem,/ czy to ja staję się snem dla ciebie”.

Osamotnienie, cisza, milczenie i słowa – twórcze, poetyckie słowa – to także nader wymowne „asumpty” poezji Withkacego Zaborniaka. Samo tworzenie, kreacyjna moc słowa pojawiają się w wielu wierszach jako coś nader istotnego, wręcz substancjalnego. W autotematycznym Liście do Krytyka twórca mówi między innymi o recepcji swojej twórczości, oskarżeniach o melancholię, „wplątywanie światła w mrok”, „zbieranie owoców, które nigdy nie dojrzeją”. Ujawniając swoje curriculum vitae, głosi: „Piszę bo każda litera/ to mały kamień, który wrzucam w wodę,/ a ona, nie pytając, gdzie popłynie,/ rozwija kręgi, które mijają brzeg/ i znikają w przestrzeni/ gdzie sens nie potrzebuje pytania,/ a zrozumienie staje się tylko cichym echem”. Jest tu pewien samokrytycyzm, ale też wiara w zasiew poezji: „Piszę więc,/ nie po to, by oczekiwać, że zrozumiesz,/ bo poezja nie jest dla wszystkich./ Jest dla tych, którzy wiedzą, co to cisza,/ którzy słyszą to, czego nie słychać” (…) „I nie dbam o to,/ że nie dostrzegasz w moich słowach mądrości,/ ducha i mocy,/ nie powiążesz z martwą tkanką świata/ czułej miłości”.

Jakże mądre przesłanie, które przytoczyłem obszernie, czując się poniekąd jego adresatem. Dla takich przesłań, uroku poetyckiego słowa i czułości wejrzenia w siebie, odkrywania subtelnych rejestrów uczuć i duszy warto sięgnąć po wiersze z obszernego zbiorku Withkacego Zaborniaka. Jednych może bardziej urzeknie owa jedwabna miękkość i delikatność, innych urzeknie żar uczuć, rozpalone emocje, znajdą się zapewne i tacy, którzy wychwycą całą amplitudę myśli, emocji, lirycznej głębi, która z dużą dozą ekspresji rodzi się i pulsuje w zbiorku. Chociaż twórca twierdzi, że „poezja/ to najcięższy rodzaj samotności”, to jednocześnie uważa ją za „strumień żywej wody” i wpisuje w biblijne przesłanie dla człowieka: „w końcu te trzy/ miłość, zazdrość i nienawiść/ z tych wszystkich największa jest// p o e z j a”. W te wymiary poezji, nakreślone przez autora Jedwabiu i Pożaru, warto wniknąć, sięgając po całe bogactwo twórczych odkryć, z którego jakikolwiek omówienie jedynie niektóre cząstki może uwydatnić.

               

                                                                                                                                                         

    Ryszard Mścisz






środa, 23 kwietnia 2025

Zapowiedź















"O miłości raz jeszcze" Utwór–piosenka mojego autorstwa, pochodzący z tomiku „Jedwab i Pożar”, który niebawem się ukaże. Zapraszam więc do muzycznej przygody.




.