Krzysztofowi Schodowskiemu
nieporadne
te moje dni niczyje
szczenięce figle
psoty
niczym śmierć skarżą się na
światło
w mroku próżno
szuka treści by nadać
przynależność bezpańskiej rasie
spluń w oczy
martwe bym nie musiał błądzić
po labiryncie własnych złudzeń
wetrzyj glinę
drogi
wzdłuż płotów strzegą psy harde
przepełnione obłudną wiarą
w usynowienie wieczności
coraz bliższy staje się sen
stół zastawiony
i okruchy spadające na ziemię