jeśli
tkwi we mnie jakaś czułość
to znalazła ukojenie w cieniu twoich skrzydeł
tej
nocy nie musisz odlatywać
chować się pod łóżko jak mała dziewczynka
będziemy spacerować w milczeniu
od czasu do czasu łapiąc wzajemne spojrzenia
jak ktoś kto potrzebuje tlenu
jesteś
nadałem ci imię
tu zamilknę – by uchronić cię przed światem…
kiedy
otwierasz oczy drżysz w obawie
czy zasklepiona rana nie wyleje goryczy
na pola naszych słów
ważysz
je w milczeniu pod przykryciem
powściągliwości kuląc nagie ciało
jakby można było w nim jeszcze zmartwychwstać –
odsuwasz kamień obnażając zdradzone
przysięgi
boisz
się ich – moich słów także
choć wiesz, że to niedorzeczne
powstrzymywać rwące się do życia serce
gdybyś
pozwoliła tej nocy by twoje światełko
było dla mnie jedynym na całej ziemi
choćby iskierką pośród wszystkich innych rozpaczy
rozproszyłbym czerń niepewności
za którą się chowasz zlękniona
nie
musielibyśmy się już obawiać
żadnej innej otchłani Szeolu
w której nigdy nie dojrzysz iskry
naszego zwycięstwa
już
wiesz, że to odkryłem
nie – nie mogę pozwolić, by strach ponownie zabił
wyczekiwany czar tego uczucia
które wypełnia w tobie kobiecość
nie
chcę dalej chować się poza zasięg twoich dłoni
przecież nikt nie zdobędzie ich
jeśli
nie poczuje zapachu konwalii
twoje włosy pachną konwalią, gubię się w nich
we śnie i na jawie
oddychasz szybko i głęboko, już się nie bronisz
chcę
wypowiedzieć słowa przysięgi
ale boję się ich kruchości wobec pokory
więc milczę
z
dnia na dzień
stają się we mnie bardziej gorące
niż rozgrzane żelazo, więc teraz żywię przekonanie
że nikt nas nie kupi, nikt nas nie odkryje –
nie odejdziesz
obudziłem
się
poczułem ciepło twoich dłoni
linię papilarne dni
tęsknotę
świt
drżące usta
smak poziomki
zostań
miła
moja
gdzie jesteś —
© Wihtkacy Zaborniak